Przez wiele lat 11 listopada kojarzył mi się wyłącznie ze Świętem
Niepodległości. Biało-czerwone flagi, marsze, przemówienia. To było wszystko.
Do czasu studiów w Poznaniu.
Tam po raz pierwszy zetknęłam się z tradycją obchodzenia
dnia św. Marcina.
Tego dnia, w Poznaniu, na ulicy Święty Marcin odbywa się
festyn ”Imieniny ulicy”. Spod kościoła św. Marcina wyrusza uroczysty korowód. Pochód
swój finał ma pod Zamkiem Cesarskim, gdzie święty Marcin (jadący konno na
czele) odbiera z rąk prezydenta Poznania klucze do miasta. Poznaniacy celebrują ten dzień
zajadając się rogalami marcińskimi oraz gęsiną.
Dzień świętego Marcina rogalem się zaczyna.
Tradycja wypiekania rogali marcińskich sięga XIX wieku. Wyrabiane
są z ciasta półfrancuskiego, zawijanego na kształt podkowy. Najważniejsze
oczywiście jest nadzienie, którego bazą jest biały mak oraz bakalie. Masa
makowa nakładana jest pomiędzy poszczególnymi warstwami ciasta. Pycha!
Na świętego Marcina lepsza gęś niźli zwierzyna.
Według legendy, Marcin nie chciał przyjąć godności biskupa. Wolał
życie pustelnicze. Postanowił ukryć się przed posłańcem wśród gęsi. Jednak
ptaki zdradziły go głośnym gęganiem i posłaniec odkrył jego kryjówkę. Marcin
został biskupem Tours.
Inspiracją do przygotowania naszej gęsi był przepis Karola
Okrasy:
Wygląda pysznie! Królewski drób rządzi tego weekendu! I w Busku i w Lublinie! :) U nas była kaczka! :)
OdpowiedzUsuń